Idąca na dno spółka Uboat-Line ciągnie za sobą sporą grupę inwestorów indywidualnych, którzy powierzyli spółce kapitał kupując jej akcje lub obligacje. Złożony w ubiegłym tygodniu wniosek o upadłość likwidacyjną rozwiał wątpliwości i spekulacje dotyczące kondycji finansowej firmy, która jeszcze dwa lata temu chwaliła się krociowymi zyskami z biznesu sprzedaży biletów na połączenia promowe. Pełniąca tymczasowo obowiązki człona zarządu Agata Żak sobotnim komunikacie przyznała, że stan niewypłacalności Uboat-Line ma charakter trwały. Gwoździem do trumny okazało się wypowiedzenie przez BNP Paribas Bank Polska kredytów na kwotę 1,46 mln zł oraz nieuchronnie zbliżające się roszczenia obligatariuszy z tytułu obligacji serii B i C.
Historia bankructwa Uboat-Line będzie kolejną niechlubną kartą młodego wciąż rynku Catalyst. Spółka dołączy do grona czarnych owiec takich jak Budostal-5, Fojud, Religa Development, Gant Development, Jedynka czy GC Investment. W wypadku Uboata znamienny jest fakt, że złożony właśnie wniosek dotyczy ogłoszenia likwidacji majątku, czyli całkowitego zakończenia prowadzonej działalności gospodarczej. Zazwyczaj, nawet w sprawach które już na starcie były określane jako beznadziejne, zarządy wnioskowały o upadłość układową. Tym razem jednak postanowiono zrezygnować ze stwarzania pozorów, że jeszcze jest szansa. >> Zobacz także: Uboat-Line idzie na dno, jest wniosek o upadłość likwidacyjną
Wniosek Uboata trafił 27 lutego do Sądu Rejonowego w Krakowie. Na obecnym etapie inwestorzy muszą uzbroić się w cierpliwość, bo dalsze losy spółki są w rękach wymiaru sprawiedliwości. Na decyzję sądu trzeba będzie poczekać. W oparciu o dotychczas odnotowane upadłości giełdowych spółek można powiedzieć, że rozstrzał czasowy jest spory – od kilku tygodni do nawet kilku miesięcy. Krakowski sąd w ostatnich latach już kilka razy zajmował się sprawami upadłości spółek z GPW. Najszybciej decyzję udało się podjąć w odniesieniu do głośnej sprawy Dom Maklerski IDM SA – inwestorzy dwa miesiące od złożenia wniosku o upadłość poznali decyzję. O miesiąc dłużej czekali akcjonariusze Internetowego Domu Zdrowia (spółka z NewConnect). Na przełomie 2012 i 2013 roku krakowski sąd decydował też o lasach Polskiego Jadła, spółki z głównego parkietu kojarzonej ze znanym inwestorem – Krzysztofem Moską. Tu decyzja zapadła dopiero po czterech miesiącach od wystąpienia o ogłoszenie bankructwa.
Zdaniem mecenasa Michała Hajduka, właściciela kancelarii prawnej specjalizującej się m.in. dochodzeniu wierzytelności w postępowaniu upadłościowym, złożenie wniosku o likwidację zazwyczaj oznacza, że jest już za późno na indywidualne dochodzenie swoich roszczeń w postępowaniu sądowym.
– Z uwagi na tempo rozpoznawania spraw w sądach, jest mało prawdopodobne, aby przed rozpoznaniem wniosku o upadłość emitenta udało się uzyskać przeciwko niemu tytuł egzekucyjny (prawomocny wyrok/nakaz zapłaty). Wniesienie pozwu do sądu wiąże się zaś z koniecznością uiszczenia opłaty sądowej w wysokości 5 proc. wartości przedmiotu sporu. Co więcej, ogłoszenie upadłości likwidacyjnej emitenta uniemożliwi wszczęcie postępowania egzekucyjnego. Jeżeli nawet postępowanie egzekucyjne uda się wszcząć jeszcze przed rozpoznaniem wniosku, to i tak po wydaniu postanowienia o ogłoszeniu upadłości likwidacyjnej emitenta wszelkie postępowania egzekucyjne z mocy prawa ulegają zawieszeniu, a po uprawomocnieniu się rzeczonego postanowienia umorzeniu. Ponadto posiadanie przeciwko emitentowi wyroku/nakazu zapłaty w żaden sposób nie wpływa na pozycję emitenta w postępowaniu upadłościowym. – mówi mecenas Michał Hajduk, autor bloga www.wupadłości.pl.
Sąd ogłaszając upadłość likwidacyjną spółki wyznaczy sędziego komisarza oraz syndyka. Z mocy prawa zarząd spółki straci możliwość zarządzania majątkiem, który od dnia ogłoszenia decyzji przekształci się w tzw. masę upadłości. Rolą syndyka będzie ustalenie składników masy upadłości i ich zabezpieczenie, sporządzenie listy wierzytelności, spieniężenie pozostałego majątku oraz rozdysponowanie uzyskanych w ten sposób środków pieniężnych między wierzycieli ujętych na liście wierzytelności. >> Sprawę Uboat-Line śledzimy na bieżąco – przegląd najnowszych informacji znajdziesz tutaj
Mecenas Hajduk dodaje, że w wypadku niezabezpieczonych obligacji Uboat-Line, obligatariusze traktowani będą tak jak każdy inny wierzyciel. Ich wierzytelność nie jest w żaden sposób uprzywilejowana i zalicza się do IV kategorii. Obligatariusze w takim wypadku mogą liczyć na zaspokojenie swoich wierzytelności jedynie w wypadku, gdy pozwoli na to stan majątkowy upadłej spółki. Jeżeli majątku nie wystarczy do zaspokojenia ich wierzytelności, to niestety inwestorzy pozostaną z niczym. Ewentualnie mogą dochodzić odpowiedzialności od członków zarządu spółki, za zbyt późne złożenie wniosku o ogłoszenie upadłości spółki.
– Jeżeli tego majątku nie wystarczy do zaspokojenia ich wierzytelności, to niestety obligatariusze zostają z niczym. Ewentualnie mogą dochodzić odpowiedzialności od członków zarządu spółki, za zbyt późne złożenie wniosku o ogłoszenie upadłości spółki. To ile potrwa postępowanie upadłościowe uzależnione jest od tego, jak szybko syndyk „uwinie się” z procesem sprzedaży składników masy upadłości. W wypadku większych spółek prawa handlowego postępowanie upadłościowe potrafi trwać nawet kilka lat. – mówi mecenas Michał Hajduk.
Informacja o ogłoszeniu upadłości spółki będzie ogłoszona w Monitorze Sadowym i Gospodarczym, który publikowany jest w wersji elektronicznej na stronach Ministerstwa Sprawiedliwości. W obwieszeniu pojawi się m.in. informacja o możliwości zgłaszania wierzytelności w wyznaczonym terminie (1-3 miesiące). Zgłoszenia wierzytelności należy kierować do sędziego-komisarza, ale dopiero po ukazaniu się obwieszenia w Monitorze SiG. >> Więcej na temat procedury zgłaszania wierzytelności przeczytasz tutaj
Sprawa Uboat-Line może mieć też inny finał. Jeśli podczas rozprawy sąd uzna, że majątek spółki nie wystarcza na zaspokojenie kosztów postępowania, wówczas po prostu oddali wniosek o ogłoszenie upadłości. Każdy z wierzycieli (w tym obligatariusze) będzie musiał na własną rękę dochodzić swoich należności. Taki scenariusz miał miejsce w wypadku dwóch spółek z Catalyst – Gant Development oraz Rodan Systems. Niestety, w obu wypadkach wierzyciele nie odzyskali nawet ułamka zainwestowanych środków.
– Od 1 stycznia 2015 r. wszedł w życie nowy przepis, zgodnie z którym dodatkowo oddalając wniosek o ogłoszenie upadłości, sąd ustala, czy materiał zgromadzony w sprawie daje podstawę do rozwiązania podmiotu wpisanego do Krajowego Rejestru Sądowego bez przeprowadzania postępowania likwidacyjnego. – dodaje mecenas Michał Hajduk.
Uboat-Line podczas czteroletniej obecności na rynku kapitałowym GPW wprowadził na Catalyst łącznie trzy serie obligacji. Pierwsza zadebiutowała na rynku długu 28 listopada 2012 r. Kapitał dłużny jako źródło finansowania spodobał się prezesowi Misiągowi, który kilka miesięcy później w jednym z wywiadów deklarował, że dzięki pozyskanym środkom z serii A spółka zarezerwowała więcej przepraw promowych na korzystniejszych warunkach. Kolejna emisja miała miejsce w kwietniu 2013 roku. Uboat-Line w ramach subskrypcji prywatnej uplasował papiery za 3,404 mln zł. Pół roku później spółka uruchomiła trzecią emisję i tym razem zebrała z rynku 5 mln zł. Celem emisji była kontynuacja dynamicznego rozwoju i zwiększanie skali działalności. Co ważne, wszystkie trzy serie były niezabezpieczone. Inwestorzy kupowali papiery pod zapewnienia prezesa o gigantycznych perspektywach rozwoju spółki. Ostatecznie spółka z wielkim trudem wykupiła tylko jedną serię długu – UBT0914. Pozostałe stały się przedterminowo wymagalne z powodu złamania przez Grzegorza Misiąga warunków emisji obligacji. Były prezes spółki dwukrotnie zszedł poniżej progu 50 proc. w kapitale zakładowym spółki, po czym pod koniec 2014 roku przestał odpowiadać na pytania inwestorów i dziennikarzy, aż w końcu zniknął z akcjonariatu, sprzedając resztę swoich akcji po 10 groszy.